.

.
FILM (14) INSPIRACJE (10) KSIĄŻKI (3) MIEJSCA (1) MOJE (6) MUZYKA (6) OD KUCHNI... (2) WYDARZENIA (6) ZDJĘCIA (2)

.

.

poniedziałek, 3 marca 2014

And the Oscar goes to… 2014

      Oscary rozdane. Co tu dużo mówić. Zostało rozczarowanie.

NAJLEPSZY FILM

      Bardzo liczyłam na zwycięstwo “Wilka z Wall Street”. Niestety. Choć w momencie werdyktu byłam zaskoczona, to po dłuższym zastanowieniu stwierdziłam, że również poprzednie edycje nagród potwierdzały zapatrzenie Akademii w Stany Zjednoczone i nadmuchane ideały. Oczywiście nie ujmując samemu filmowi, którego niestety jeszcze nie widziałam i nie mam wątpliwości, że nie ustępuje pozostałym nominowanym. Świetnie natomiast podsumowała werdykt Kaja Klimek mówiąc, że jest jej przykro, że Akademia nie jest gotowa na kino w stylu “Wilka z Wall Street”.

      Wielkim przegranym tegorocznej gali jest “American Hustle”. Dziesięć nominacji i ani jednej statuetki. Umówmy się – nominowani aktorzy niestety mieli silną konkurencję i chyba nikt nie miał wątpliwości, że tutaj szanse na Oscara są bliskie zeru. W konkurencji z “Wielkim Gatsby’m” w dwóch kategoriach (scenografia i kostiumy) również wypadł dość blado. Z kolei pozostałe nagrody zgarnęła “Grawitacja”, która zdominowała techniczne kategorie. I tutaj zgadzam się z opinią, że od czasów “Awatara” film ten jest pierwszym, który pokazuje dobre kino nie w sposobie opowiadania, a w efektach wizualnych i dźwiękowych. Ciekawostką jest, że powstrzymywano premierę w oczekiwaniu na wejście do kin nowego systemu nagłaśniania, by w pełni oddać to, czym tak szczycą się jego twórcy – dźwięk przestrzenny.

 

NAJLEPSZY AKTOR PIERWSZOPLANOWY oraz NAJLEPSZY AKTOR DRUGOPLANOWY

     Obawiałam się, że w starciu z kreacją MaConaughey’a Leonardo DiCaprio może nie wygrać. I zachowując obiektywizm – tak  musiało się stać. Mając świadomość, że pierwszemu Oscar jak najbardziej się należał, a drugiemu to z pewnością nie zaszkodzi – jestem zadowolona. Także Jared Leto, u boku MaConaughey’a, udowodnił, że nie jest “muzykiem z kiepskimi aspiracjami aktorskimi” (jak daje się słyszeć). Poza kreacją Rayon w pamięci zostaną również jego słowa tuż po odebraniu nagrody – piękne podziękowania skierowane do matki i brata.

 

NAJLEPSZA AKTORKA PIERWSZOPLANOWA oraz NAJLEPSZA AKTORKA DRUGOPLANOWA

      Nominowana osiemnaście razy Meryl Streep musiała ustąpić genialnej kreacji Cate Blanchett. Odetchnęłam z ulgą. Po prymie “Grawitacji” obawiałam się, że statuetka powędruje do Sandry Bullock. Przy całej mojej sympatii do tej aktorki. Jednak nie przypadł mi do gustu “nowy typ aktorstwa”, którego Bullock’’ zgodnie z krążącymi opiniami, dała popis. Zgodzę się z tym, że miała trudne zadanie. I świetnie mu podołała. Ja jednak w tym kontekście pozostanę zwolenniczką tradycyjnego aktorstwa.

       No i wielki sukces Lupity Nyong'o. Pierwsza poważna rola i Oscar. Chętnie zobaczę ją w filmie “Non-Stop” – z czystej ciekawości.

 

NAJLEPSZA PIOSENKA

      Jak dla mnie “Happy” (“Minionki rozrabiają”). Dla Akademii “Let it go” (“Kraina lodu”). Kolejna płaczliwa, pełna patetycznych słów piosenka – przepis na Oscara. Piosenka Pharrelaa Williamsa jest żywiołowa, “wpada w ucho”. Przebiła się i zadomowiła w kulturze masowej. I podoba mi się o wiele bardziej niż “Let it go”

     Świetne wykonanie na gali:

 

 

      Zwycięzcy zwycięzcami – jednak najbardziej barwną postacią wieczoru była prowadząca galę Ellen DeGeneres. Dzięki niej  przerwy pomiędzy kolejnymi kategoriami nie dłużyły się niemiłosiernie. Wręcz przeciwnie. Wyczekiwałam kolejnego momentu, w którym upatrzy sobie “ofiarę” wśród gwiazd. Nie obyło się też bez wypominania Jennifer Lawrence jej upadku w zeszłym roku w drodze po statuetkę, jednak w taki sposób, że nawet sama aktorka była rozbawiona. Zresztą nic dziwnego – to w końcu Jennifer, która również w tym roku zaliczyła wpadkę wychodząc z samochodu.

      Zwracając się do Jonaha Hilla (nominacja w kategorii najlepszy aktor drugoplanowy, “Wilk z Wall Street”) powiedziała: “Pokazałeś nam w tym filmie coś, czego od dawna nie widziałam”.

    

 

A to zdjęcie podbija Internet:

sobota, 1 marca 2014

Oscary 2014 – moim zdaniem

        Mój faworyt to zdecydowanie “Wilk z Wall Street”. Z kilku powodów. Po pierwsze – ani przez chwilę moje myśli nie odbiegały od tego, co dzieje się na ekranie. Film trwa trzy godziny i od początku do końca nie pozwala się nudzić.

7586610.6         Nie mogę też pozbyć się wrażenia, że fabuła ma dwie warstwy. Pierwsza – czysto rozrywkowa – dla tych którzy odnajdują się w produkcjach typu “Projekt X” – lew w biurze, rzucanie karłami do tarczy, mało wyrafinowane imprezy wypełnione alkoholem, narkotykami i prostytutkami. Druga – nieco ryzykowne stwierdzenie: głębsza – historia Jordana Belforta – szybka droga na szczyt i bolesny upadek. 

          Zaskoczeniem jest dla mnie brak nominacji dla Thelmy Schoonmaker za montaż.  “(…) sceny z życia bohatera zmieniają się jak w kalejdoskopie przez bite trzy godziny przy podkładzie rockandrollowych szlagierów. To się nazywa żywioł kina.”* Zgadzam się w stu procentach.

          Kolejny ogromy plus to obsada. Nie zgadzam się z opinią, że Leonardo DiCaprio nie dał sobie rady w roli Jordana Belforta . Świetnie sprawdził się zarówno jako przywódca, za którym podąża tłum ludzi, jak i żałosny narkoman i alkoholik, który w życiu prywatnym całkowicie się gubi. Także drugoplanowa rola Jonaha Hilla zasługuje na uwagę. Choć w tej kategorii mam innego faworyta. No i oczywiście nie można pominąć epizodycznej roli Matthew McConaughey’a. 

          Z pozostałych filmów nominowanych w głównej kategorii  moim zdaniem wyróżnia się “Witaj w  klubie”. Przede wszystkim świetna rola McConaughey’a. Choć, jak łatwo się domyślić, liczę na Oscara 7597314.6dla DiCaprio, to uważam, że Matthew McConaughey również na niego zasługuje.

          Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że nominacja dla samego filmu nie do końca może wynikać z jego walorów. Akademia co roku daje do zrozumienia, że taka tematyka bardzo im “pasuje”. Niechlubna historia USA oraz trudne tematy zdają się mieć specjalne miejsce wśród corocznych nominacji. 468024_2.1

          Cóż jeszcze? Oczywiście drugoplanowa rola Jareda Leto. Kiedy zrobiło się o niej głośno obawiałam się, że będzie bardzo przesadzona. Jednak na szczęście moje obawy były przesadzone. Postać Rayon wybijała się tylko tam, gdzie powinna i przyciągała tam, gdzie takie było założenie. Nie była nazbyt krzykliwa, choć z pewnością nie było łatwo stonować tak barwną i ważną postać. Jared Leto zasługuje na Oscara.

      

       Podobała mi się również “Grawitacja”, o czym już wspominałam: “Pomimo że cała obsada ogranicza się do siedmiu aktorów, a przez cały czas widzimy tylko dwóch, to ten film jest dowodem na to, że nie potrzeba więcej, by nakręcić coś naprawdę dobrego."

 

        467503_2.1Najlepsza aktorka pierwszoplanowa? Oczywiście, jak dla mnie, Meryl Streep. 430315_2.1

           Ale to chyba żadne zaskoczenie. Chociaż powiem szczerze, że pewne wątpliwości zasiała  we mnie rola Cate Blanchett w “Blue Jasmine”, choć film mnie nie zachwycił (“Fanką filmów Allena nie jestem, a ten film przypomniał mi dlaczego. Wszystkie jego filmy są do siebie podobne - wystarczy obejrzeć jeden, by mieć ogólny ogląd sytuacji (pod warunkiem, że będzie to jedna z jego nowszych produkcji - "stary Allen" to kawałek świetnego kina). Jedak warto go obejrzeć ze względu na główną rolę Cate Blanchett - genialna kreacja!”)

 

 

Wszystko rozstrzygnie się już jutrzejszej nocy. Gala rozdania Oscarów - 2:30 w nocy z 2 na 3 marca.


* Cytat: recenzja Łukasza Muszyńskiego - filmweb.pl