Trochę czasu minęło. Ale wracam, mam nadzieję, na stałe. I nie ma to żadnego związku z postanowieniami noworocznymi, bo tych unikam jak ognia. Po prostu - żeby się nie rozczarować. Poza tym jestem zdania, że jak chcemy coś zrobić, to nie musimy z tym czekać na kolejny styczeń.
Z braku lepszego zajęcia przeglądam stare notki. I co widzę? Początek roku 2011 - czas, jak wtedy pisałam, który miał zadecydować o wszystkim. A jednak nie o wszystkim. Jestem tu nadal i jak się okazało wszystko można przeżyć. Trzy lata sprawiły, że tamte wspomnienia się zatarły. I nic nie wydaję się już takie straszne jak wtedy. To chyba dobry znak?
Widzę również, że w pewnych kwestiach zmieniłam też nieco swoje poglądy. W końcu tylko krowy ich nie zmieniają. Jest kilka rzeczy, których dzisiaj już bym nie napisała lub napisałabym je inaczej.
Czytam też posty z założenia refleksyjne. I tu niewiele się zmieniło. Nadal gdy popadam w melancholię mój język staje się niezrozumiały dla otoczenia. Ale chyba nie tylko ja tak mam.
Skoro wróciłam właśnie teraz zapewne niedługo notka na temat Oscarów. A i pewnie wrócę do Złotych Globów. Standardowo postaram się wspomnieć o kilku filmach, może jakiejś książce. Czyli dzień jak co dzień czy, jak kto woli, notka jak notka (?).
Mam te same refleksje :D
OdpowiedzUsuńZatem czekam na kolejne posty :) POZDR